Onlygames.pl | Serwis Konsolowy, recenzje gier, konsole | PlayStation 3, Xbox 360, Wii, PSP, 3DS, DS, PS2, strona o konsolach

------------------------------------
Kanał OnlyGamespl na YouTube:

Zdjęć w galerii: 14033
Liczba wiadomości: 8451
Liczba artykułów: 1800
Mortal Kombat X - recenzja PlayStation 4Xbox One

Z serią Mortal Kombat jestem od jej pierwszej części. Wszyscy wiemy, że cykl ten miał swoje słabsze i mocniejsze momenty, ale cały czas najcieplej wspominam dwie pierwsze części maltretowane na Amidze, a potem „trójkę”, którą katowaliśmy setki godzin kiedyś na Sedze Mega Drive. To było jednak ponad dwadzieścia lat temu. Teraz mamy 2015 rok i oficjalną część dziesiątą, za którą odpowiada NetherRealm Studios – autorzy świetnej dziewiątej odsłony sprzed czterech lat. Czy najnowsza MK X ma do zaproponowania coś więcej niż next-genową oprawę? Na szczęście tak, choć trzeba uczciwie przyznać, że nie robi już takiego wrażenia jak wspomniany reboot sprzed kilku wiosen.

Podobnie jak w przypadku poprzedniej części, głównym trybem dla samotników wydaje się być Story, czyli walki przeplatane scenkami przerywnikowymi. Od niego właśnie dobrze jest zacząć (po wcześniejszym opanowaniu podstaw w tutorialu), bo to znakomite przetarcie przed poważniejszymi pojedynkami w sieci. Poza tym mamy tu sprawne przedstawienie wielu nowych wojowników, których twórcy nie poskąpili w Mortal Kombat X. W sumie do wyboru jest 24 kombatantów, z czego aż 1/3 to zupełnie nowe twarze. Do tego tematu jednak przejdziemy za chwilę, natomiast teraz wróćmy do trybu fabularnego. Niestety, wypada on dużo słabiej niż analogiczna Opowieść w poprzedniej części. Tam wracaliśmy do korzeni serii i obserwowaliśmy wiele wydarzeń, których efektem były historie opowiadane w MK1, MK2 i MK3. W Mortal Kombat X mamy tymczasem zupełnie inny wątek, który po pierwsze jest (to moje subiektywne zdanie) mniej interesujący, po drugie skupia się na nowych, często mało wyrazistych postaciach, a po trzecie – jest krótki. Twórcy przygotowali zaledwie 12 rozdziałów (po cztery walki każdy, przeplatane scenkami), które można ukończyć w jakieś 3-4 godziny. Do tego wcielamy się tylko w tych „dobrych”, a szkoda, bo nic nie stało na przeszkodzie aby lepiej umotywować działania czarnych charakterów.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Zapraszamy do obejrzenia wideo-playtestu z Mortal Kombat X. Możecie obejrzeć jak prezentuje się tryb Story (i sekwencje QTE), normalna walka oraz wykończenia. Film pochodzi z naszego kanału na YouTube: onlygamespl.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Pewną nowością jest wprowadzenie sekwencji QTE podczas scenek przerywnikowych. Często więc zaczyna się od nieźle wyreżyserowanej walki, w której musimy unikać ciosów oponenta wciskając odpowiednie przyciski pojawiające się na ekranie, aby potem przejść już do właściwego pojedynku. Na plus, ale nie jest to jakaś spektakularna nowość, która odświeża cały tryb. Gorzej, że historia w dużej części skupia się na nowych, w moim przekonaniu, dość miałkich postaciach broniących Ziemi. To w większości potomkowie znanych już kombatantów. Jest zatem Kung Jin (kuzyn Kung Lao), Cassie Cage (córka Sonyi i Johnnyego Cage), Jacqueline Briggs (córka Jaxa) i wreszcie Takashi Takeda (syn Kenshiego) – typowe żółtodzioby, do których naprawdę trudno się przekonać. Są nierozważni, niedojrzali i zwyczajnie niefajni, a szkoda. Dużo lepiej wypada nowa ekipa, która nie stoi po jasnej stronie mocy. DVorah to insektopodobna kobieta, ciekawie zaprojektowany Erron Black jest rewolwerowcem (wolny strzelec), piekielny duet Ferra/Torr (głupi olbrzym z małą postacią siedzącą mu na grzbiecie) przypominający pomysły z serii Guilty Gear, a do tego Kotal Kahn – potężny pół-bóg, godny zastępca Shao Kahna w swojej kategorii. Według mnie czarne charaktery to strzał w dziesiątkę, natomiast świeżaków reprezentujących Ziemię mogłoby wcale nie być. Czuję, że nie załapią się do kolejnych części serii.


Powraca tryb Story, w którym możemy prześledzić losy wielu wojowników. Scenki przerywnikowe i zwroty akcji rodem z telenoweli brazylijskiej przeplatają się z klasycznymi walkami. Szkoda, że Opowieść jest tak krótka - 12 rozdziałów pęka w niecałe cztery godziny.

Podstawowym problemem trybu Story jest jego długość, a raczej krótkość. Niecałe cztery godziny to bardzo mało, tym bardziej że fabuła w wielu miejscach wydaje się mocno naciągana. Po pokonaniu Shao Kahna kolejnym zagrożeniem jest Shinnok, wspierany przez czarnoksiężnika Quan Chi. Na drodze do bossa spotkacie się jednak z kilkoma siłami. I choć motywy każdej z frakcji zostały jakoś tam rozpisane, to zwroty akcji potrafią wywołać uśmiech politowania. Poza tym durne jest to, że w realiach Mortal Kombat pokonanie przeciwnika nie oznacza tu równocześnie możliwości jego unicestwienia. Wojownicy niejako „zapominają” o tym - oszołomionych przeciwników zostawiają w spokoju i biegną dalej. Tylko po to, żeby kilka rozdziałów później jeszcze raz mierzyć się z tymi samymi oponentami, których mogli wykończyć wcześniej poprzez FATALITY. Cóż, taka konwencja. Najwidoczniej twórcy nie chcieli uśmiercać ważnych postaci w trybie fabularnym, ale jest on przez to sztuczny i naciągany.

Oczywiście nie chcę przez to pisać, że fabuła jest niepotrzebna. Zdecydowanie dobrze, że jest, bo uatrakcyjnia całą grę, tylko w poprzedniej części było to podane po prostu lepiej i ciekawiej. Kolejna sprawa to drobne przewartościowanie pozostałych trybów. W Mortal Kombat sprzed czterech lat bardzo podobała mi się „Challenge Tower”, czyli wieża z zadaniami specjalnymi do wykonania. Pomysły były najróżniejsze – konieczność trafiania przeciwnika w wybrane części ciała, nie używania bloku podczas walki, czy unicestwienie kilku oponentów pod rząd. Dodatkowo standardowe walki przerywane były niestandardowymi wstawkami („Test Your Might” w wielu odmianach, survivalem w formie strzelania pociskami itd.), co tylko uatrakcyjniało cały tryb i powodowało, że ciężko było się od niego oderwać. W Mortal Kombat X wieże wprawdzie zostały, ale na trochę innej zasadzie. Mamy tutaj raczej do zaliczania dość standardowe drabinki jak w najstarszych odsłonach MK – do pokonania jest kilku/kilkunastu wojowników i zabawa się kończy. Autorzy wprowadzili na szczęście tzw. „Żyjące wieże”, w których warunki zmieniają się w cyklu godzinnym/dniowym/tygodniowym i oferują podobne urozmaicenia jak w przywoływanym „Challenge Tower”, ale nie zmienia to faktu, że całość jest przygotowana z dużo mniejszym rozmachem. Stary tryb wciągał jak bagno, a tutaj po zaliczeniu kilku wież nie bardzo jest ochota na dłuższe posiedzenia. Wówczas pozostaje Multiplayer, ale do tego tematu jeszcze dojdziemy.


Tła są świetne - pasują klimatem do tej serii, wiele dzieje się na drugim planie. Aren również mogłoby być jednak więcej.

Pozostaje mi opisać Kryptę, czyli słynną już opcję bonusową, w której za zdobyte podczas normalnej rozgrywki monety możemy odblokowywać różnego rodzaju dodatki. Tym razem Kryptę przygotowano trochę w formie uproszczonego dungeon crawlera – poruszamy się po cmentarzysku w trybie FPP i od czasu do czasu nawet jesteśmy atakowani przez wyłaniające się z mroku bestie (ponownie wchodzi tu QTE). Pomysł bardzo dobry, ale nie podoba mi się opracowanie mapki. „Lochy” są mocno rozbudowane, pełne ukrytych przesmyków i setek grobów skrywających bonusy – irytujące jest to, że na mapce nie mamy zaznaczone którą lokację już „wyczyściliśmy”, a w której na odkrycie czekają jeszcze „znajdźki”. Każdy prędzej czy później będzie to niedociągnięcie przeklinał, bo nigdy nie będzie tak, że za jednym posiedzeniem da się odblokować wszystko. Będziecie wracać do Krypty po godzinach, dniach czy tygodniach nieobecności, a wówczas nikt już nie pamięta którą sekcję mapy już zaliczył, a której nie. Zaczyna się wówczas mozolne przeszukiwanie cmentarzyska raz jeszcze, co niepotrzebnie frustruje i wydłuża tak podstawową rzecz jak odblokowanie bonusów.


Powraca 16 wojowników znanych z poprzednich części, ale jest też ośmiu nowych. Dziwne jest to, że w trakcie trybu fabularnego stykamy się z postaciami, które są niegrywalne - najprawdopodobniej niebawem twórcy zaczną je udostępniać w formie płatnej...

W tej części Krypta jest o tyle ważna, że każdy z wojowników na starcie ma odblokowane tylko po jednej sztuce FATALITY i BRUTALITY. Kolejne wykończenia (a także szkice, artworki, historię, itd.) odblokowuje się właśnie w Krypcie. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że odkrywa się to wszystko bardzo mozolnie – jeśli będziecie chcieli zrobić to w standardowy, konwencjonalny sposób, przygotujcie się na długie kilkadziesiąt godzin zbierania monet w pozostałych trybach… No, ale od czego są mikrotransakcje? Za realne pieniądze można od razu odblokować konkretne wykończenia, a nawet… całą Kryptę. Mało tego – twórcy oczywiście zapowiadają dodatkowych wojowników, których będzie można dokupić. Goro, Jason z „Piątku 13-tego” to początek, ale nie mam wątpliwości, że z czasem pojawi się wiele postaci widocznych w trybie Story, a niedostępnych póki co w formie grywalnej (choćby Sindel, Baraka). A potem, na przykład po roku od wydania gry zapewne wydawca wypuści edycję „Game of the Year Edition” z wszystkimi DLC na jednej płycie… Dostaliśmy więc kolejny tytuł w dużej mierze oparty na miktrotransakcjach. Niby takie czasy, ale pomijając już takie pomysły jak sprzedawanie wirtualnych monet do Krypty, to trudno mi przełknąć płacenie za dodatkowych wojowników.

Całą grę starano się zbudować na tak zwanej „Wojnie Frakcji”, ale niespecjalnie to wyszło. Chodzi o to, że na samym początku wybieramy do której grupy ma przynależeć nasza postać – np. White Lotus, Liu Kuei, Black Dragon itd. Potem wygrywając zdobywamy punkty dla danej frakcji, co jest raz na jakiś czas podsumowywane. Przygotowano wprawdzie dzienne wyzwania, ale i tak mało kto zwraca na „Wojnę Frakcji” uwagę. Żeby to dobrze funkcjonowało i ludzie się tym pasjonowali, potrzeba dużo większej zachęty i motywatorów.


Każdy z 24 bohaterów ma do dyspozycji trzy różne style walki. To trochę poszerza nam wybór.

Jak na razie skupiłem się na opisywaniu trybów i opcji, natomiast nie doszliśmy jeszcze do najważniejszego – systemu walki. A tutaj, na szczęście, właściwie nie ma się do czego przyczepić. Mortal Kombat to oczywiście nie jest marka, w której swojego wojownika trzeba się uczyć miesiącami. To łatwy do przyswojenia system, w który każdy może się wgryźć w kilkanaście minut – wystarczy zapamiętać kilka przeprogramowanych combosów i ruchów specjalnych, aby podstawy mieć opanowane. Oczywiście jeśli ktoś zechce, zgłębi cały system dużo mocniej i odkryje naprawdę spore pokłady mocy – oprócz przeprogramowanych, łatwych combosów można przecież wymyślać również kombinacje manualne, które znacznie przedłużają combo i uatrakcyjniają walkę. Poza tym twórcy postarali się o kilka nowości, które jeszcze bardziej nadają głębi rozgrywce w porównaniu z poprzednią częścią.

Strona artykułu: [1]  [2]      

UID: 2906
Okładka/art:
Tytuł:
Mortal Kombat X - recenzja
Developer: NetherRealm Studios
Gatunek: bijatyka
Data wydania:
EUR: 14/04/2015
USA: 14/04/2015
JAP: -
Poziom trudności:
średni (3/5)
8.5/10
       

Strony zaprzyjaźnione

- ZOBACZ TUTAJ              
Kana³ RSS
Materiały zawarte w serwisie onlygames.pl są objęte prawem autorskim i nie mogą być w całości
lub we fragmentach kopiowane, powielane oraz rozprowadzanie bez zgody ich autorów!