Onlygames.pl | Serwis Konsolowy, recenzje gier, konsole | PlayStation 3, Xbox 360, Wii, PSP, 3DS, DS, PS2, strona o konsolach

------------------------------------
Kanał OnlyGamespl na YouTube:

Zdjęć w galerii: 14033
Liczba wiadomości: 8451
Liczba artykułów: 1800
World of Tanks: Xbox 360 Edition - recenzja Xbox 360

Jeśli bohaterem Twojego dzieciństwa jest Rudy 102, a na każdego owczarka niemieckiego mówisz Szarik, to z pewnością powinieneś zainteresować się niniejszym tekstem. W lutym na Xbox Live wylądowała bowiem  konsolowa edycja World of Tanks, czyli hitu pochodzącego z pecetów, który znany jest z tego, że przyciąga do siebie nie tylko miłośników wielkich, opancerzonych puszek.

O ile przez ostatnie kilka lat nie siedzieliście zamknięci w szafie, to z pewnością kojarzycie tytuł World of Tanks.  Jeśli jednak nazwa ta nie mówi Wam nic szczególnego, to spieszę z krótkim opisem.  WoT to gra MMO oparta na modelu „free2play”, w której – tu zaskoczenie – tematem przewodnim są bitwy pancerne. Od czasu premiery w 2011 roku produkcja była czymś na miarę żywego organizmu, jaki stopniowo rozrastał się (zarówno pod względem zawartości oraz liczby graczy), aby w końcu wyewoluować do prawdziwej maszyny do bicia rekordów. Ponad 50 milionów zarejestrowanych użytkowników, czwarte miejsce na liście najlepiej zarabiających gier F2T, rekordy Guinessa, status dyscypliny eSportowej (na marginesie wspomnę, że styczniowe mistrzostwa Europy rozegrane zostały w Tychach) to tylko część z wielu sukcesów omawianej produkcji. Jak widać wszystkie te zaszczytne osiągnięcia, to mało dla Wargamer.net, które zawarłszy sojusz z Microsoftem postanowiło rozpocząć ekspansję na rynek konsolowy.

 „Po czołgowemu musisz się nauczyć śpiewać”

Jak wspomniałem przed chwilą, konsolowy WoT tak jak jego starsza, pecetowa siostra oparty jest na modelu free2play. W tym przypadku nazwa jest myląca - owszem, posiadacze standardowych, srebrnych kont mogą bezproblemowo pobrać  i cieszyć się rozwalaniem „panzerów” przeciwnika... Przez siedem dni. Po przekroczeniu limitu jednego tygodnia gra poprosi Was o wykupienie złotego abonamentu Xbox Live. To nie koniec tematu wydatków. Podobnie jak reszta tego typu produkcji oparta została o znienawidzony przez graczy system mikro transakcji. Schowajcie jednak widły i pochodnie, ponieważ przypadek recenzowanej produkcji można by umieścić w podręczniku twórców gier, o ile by taki istniał. Mikropłatności w „świecie czołgów” nie są w żaden sposób nachalne, a gracz nie odnosi wrażenia, że twórcy na siłę chcą wyciągnąć jego ciężko zarobione pieniądze z portfela.



Czołgi bez problemu radzą sobie z małymi przeszkodami (w tym przypadku z murkiem). Fakt ten można wykorzystać jako element taktyczny.

Wymieniając prawdziwą gotówkę na wirtualne złoto można nabyć m.in. czasowe bonusy jak mocniejsza amunicja, dodatkowe miejsca w garażu, czy wreszcie wsadzić do maszyny ekipę na miarę czterech pancernych, która podnosi efektywność walk. Złoty kruszec można również wymienić na czołgi z segmentu Premium. Te wbrew pozorom nie są wcale niepokonanymi monstrami - ich największa zaleta tkwi w zwiększonym przyroście otrzymywanych kredytów oraz punktów doświadczenia. Do wszystkich tych rzeczy można jednak dojść bez wydawania nawet złamanego grosza, sumiennie zbierając interesującą Was sumę. Twórcy postarali się o to, aby gracze rzucający sakiewkami z pieniędzmi na lewo i prawo nie zaburzyli zbytnio równowagi rozgrywki. I chwała im za to.


 


Przyczajenie się wśród krzaków bywa bardzo pomocne podczas organizowania drużynowych pułapek.

Zaopatrzyliście się w subskrypcję XL, przygotowaliście przekąski, a na Waszych głowach spoczywa charakterystyczny hełm czołgisty? Dobrze więc, pora wkroczyć na pole bitwy! Nie napalajcie się jednak zbyt szybko na starcia z „prawdziwymi” graczami, bowiem te bez ukończenia krótkiego i treściwego samouczka skończą się szybkim zgonem i powrotem do menu. Pierwszą, a zarazem  najistotniejszą rzeczą jaką należy zrobić jest wybór pojazdu. Na samym początku gra stawia przed nami trzy tanki, po jednym z trzech dostępnych w tej chwili mocarstw – USA, Wielkiej Brytanii oraz III Rzeszy. Rzecz jasna w miarę postępów w grze ilość dostępnych cacek ulegnie zwiększeniu do około 60 licencjonowanych maszyn, które wyjechały z amerykańskich, niemieckich i brytyjskich fabryk w XX w. Co prawda, liczba sprzętów oraz map ma się nijak do wersji pecetowej, gdzie nazbierało się ich ponad 160, jednak w przyszłości wynik na konsolach ma ulec poprawie dzięki planowanym aktualizacjom.

Od pierwszych chwil spędzonych za sterami czołgu można poczuć, że kieruje się prawdziwą maszyną bojową, która jest równie niezwrotna i ciężka co niebezpieczna. Sterowanie ruchem pojazdu ogranicza się jedynie do lewej gałki analogowej, co może początkowo przysparzać nieco problemów. Wystarczy jednak odrobina praktyki i uświadomienia sobie, że w końcu siedzi się wewnątrz kilku(dziesięcio) tonowego kawałka blachy, a nie w rajdówce. Przyzwyczajenia wymaga też system celowania. Obrócenie lufy o 180 stopni zawsze zajmuję chwilę czasu, a dokładne wymierzenie strzału podczas jazdy na pełnej prędkości jest niemożliwe. W przeciwieństwie do mainstreamowych gier o tematyce wojennej World of Tanks tempem swojej rozgrywki przypomina bardziej zapaśnika sumo, niż Bruce’a Lee. W żadnym wypadku jednak nie należy tego uznać za wadę.



Gracze, którzy nie chcą używać headseta mogą wykorzystać wybudowany w grę system komunikacji.

„Pyrkosz, pyrkosz i nie jedziesz!”

Gracze z ADHD, których nie brak w multiplayerowych tytułach mogą poczuć się odrobinę niezręcznie podczas właściwego gameplayu. W świecie wirtualnych czołgów ciężko o szaleńcze tempo. Próżno szukać tu także systemu respawnów – każdy zgon oznacza koniec Waszego udziału w bitwie. Co ciekawe, po śmierci otrzymacie możliwość  dalszego obserwowania rozgrywki, bądź szybkiego powrotu do garażu, skąd można szybko wskoczyć do kolejnej bitwy. Zapomnijcie więc o samodzielnych rajdach przez środek mapy i bezmyślnym używaniu prawego triggera. Aby cieszyć się ze zwycięstwa trzeba wykazać się odrobiną cierpliwości poznając mechanikę gry. Warto poświęcić chwilę na zaznajomienie się ze słabymi elementami pancerza wroga. Zadanie to ułatwia system celowniczy, który jest jednym z uproszczeń, jakimi została obdarzona edycja konsolowa. W zależności w jaki element czołgu będziemy mierzyć, zmieni kolor celownika – biały oznacza zero szans na zadanie uszkodzeń, żółty podnosi je do 50 %, z kolei czerwony kolor oznacza atak z pełną mocą. Nie obejdzie się również bez poznania topografii mapy oraz, co ważne, współpracy ze swoją 15-osobową  drużyną. Towarzyszy możecie wspomagać przykładowo poprzez informowanie o zagrożeniu korzystając z odpowiedniej opcji w menu gry, prosić o wsparcie, bądź instruować wydając rozkazy z interfejsu ukrytego pod lewym bumperem.



System celowania doczekał się pewnych usprawnień względem pecetów. Ma to związek z nieco mniejszą dokładnością pada w porównaniu do myszy.

 

Strona artykułu: [1]  [2]      

UID: 3047
Okładka/art:
Tytuł:
World of Tanks - recenzja
Developer: Wargaming.net
Gatunek: MMO
Data wydania:
EUR: 12/02/2014
USA: 12/02/2014
JAP: 12/02/2014
Poziom trudności:
3/5
7.6/10
       

Strony zaprzyjaźnione

- ZOBACZ TUTAJ              
Kana³ RSS
Materiały zawarte w serwisie onlygames.pl są objęte prawem autorskim i nie mogą być w całości
lub we fragmentach kopiowane, powielane oraz rozprowadzanie bez zgody ich autorów!