Długo mnie nie było (Sylwek, litości...)
Postanowienia? W zasadzie żadnych (szlugi rzuciłem), no, może coś odnośnie żony (zmywać, sprzątać, przynajmniej po sobie), no i nie grać po dziesięć godzin dziennie.
HEJ, LUDZIE, BENNY MA RACJĘ!!! TO NIE JEST ZAMKNIĘTY WĄTEK!!! PISZCIE COŚ!!!
Co do artystów, zgadzam się, trzeba się nim urodzić, tego się nie nauczysz, tym bardziej nie kupisz...
Słabo ze mną, dałem ognia na Sylwka (okrutnie!!!). A te tabletki na kaca to wielki ch*j!!! Wstaję po kimaniu, niby nic, jakoś żyję. Żona mówi, że wyglądam przyzwoicie. Siedzę, gram, a tu na wieczór kacuś się przybłąkał... Tabletki go opóźniają tylko. Cóż, swoje trza odchorować...
Prawie zapomniałem! "American Beauty", zaje*isty film, he, he... Dobrze mi się kojarzy. Kumaj, parę lat temu, może wcześniej (leciał u nas w TV) siedzę u swojej żonki w chacie i była jakaś tęga (sztywniacka) impreza (to chyba buły nawet OŚWIADCZYNY!!!). Ja pod krawatem, pełna kulturka (lufka pod kratką wentylacyjną w kiblu + "Betadrin" do oczu INCLUDED!
). No i siedzimy, zaczyna się film, ja na to, że to super film i dużo o nim słyszałem, itd, reklamuję go ogólnie. No i oglądamy, babcie, wujki, ciocie, cała starszyzna. I leci ten monolog na wstępie "... czterdzestka na karku, a ja walę konia pod prysznicem...", czy jakoś tak (no i kolo w kabinie wali konia). Min chyba nie muszę Ci opisywać, wyścigu rodziców do pilota ("co to za głupi amerykański film..."), no a ja... Mało się, k*rwa nie udusiłem jakimś śledziem, czy innym cudem...
Co do babek, rozstanie po 22 miechach? Ja ze swoją byłą byłem z sześć lat i "po ptokach"... Bo to zła kobieta była...
"(...) pozostało mi do przeżycia od dwóch dni do dwóch miesięcy. Wszystko to czcze spekulacje, na które reaguję uśmiechem. Wybaczcie mi, proszę, moją lekkomyślność. Nie jestem w stanie traktować śmierci serio. Wydaje mi się niedorzeczna."
R. A. Wilson