Pamiętacie jeszcze wydane niemal 3 lata temu Lost Planet: Extreme Condition? Podejrzewam, że wielu z Was podobnie jak ja przypomniało sobie o tej grze przy okazji zapowiedzi sequela. Pomimo faktu, że LP zostało dobrze przyjęte przez recenzentów na całym świecie i zanotowało niezłe wyniki finansowe, to w mojej opinii grze brakowało tego czegoś co odróżnia średniaka od killera. Przyznaję się bez bicia, że podobał mi się design akridów, czyli robali z którymi przyszło nam walczyć, a epickie walki z bossami parę razy zostawiły mnie ze szczęką na podłodze. Nie przypadło mi jednak do gustu - w mojej opinii - lekko toporne sterowanie oraz pomieszanie z poplątaniem jakie Capcom zaserwował nam w kwestii fabuły. Skuta lodem planeta, śnieżni piraci, atakujące zewsząd robaki, walki mechów i wpleciony w to wszystko wątek amnezji zaskutkował misz-maszem, który był dla mnie nie do zniesienia. Dlaczego tak bardzo rozpisałem się o tym tytule? Otóż gdy na E3 "żółto-niebiescy" pokazali pierwsze konkretne materiały z Lost Planet 2 rozbudzili moje nadzieje na tytuł zawierający najlepsze cechy poprzedniczki, eliminując przy tym jej bolączki.
Wersja demonstracyjna, którą dane było mi obadać zawiera kawałek kodu prezentujący w akcji nowość, jaką jest tryb kooperacji dla 4 graczy. Zagrać możemy sami (wówczas pozostałe trzy postacie sterowane będą przez konsolę) lub z graczami po drugiej stronie kabla sieciowego. Przejdźmy do mięska, czyli samej rozgrywki. Do naszej dyspozycji oddana została tylko jedna mapa, na której przyjdzie nam się zmierzyć z flagowym elementem serii - ogromnym przeciwnikiem. Trzeba przyznać, że i tym razem designerzy Capcomu stanęli na wysokości zadania. Zwierzynę, na którą zapolujemy określiłbym jako połączenie ryby i dinozaura. Bydlak porusza się na sześciu nogach, które wraz z rdzeniem umieszczonym na grzbiecie oraz ukrytym przez większośc czasu jęzorem są jego słabymi punktami. Możemy sprobować unieruchomić giganta strzelając w nogi, przy pomocy linki z hakiem wspiąć się na wyższe partie levelu, aby zaatakować rdzeń a nawet dać się połknąć w celu zadania jak największych obrażeń i zostać wydalonym "tylnym wyjściem".
Skoro wiemy juz z kim i w jaki sposób walczymy, warto wspomnieć kto i jak nam w tej walce pomaga. Jak pisałem wcześniej, stajemy się częścią czteroosobowego zespołu. Drużyna dysponuje pewną liczbą punktów, które wykorzystywane są do respawnu jeśli któryś z jej członków zginie, jak nietrudno się domyslić, gdy zespół straci wszystkie punkty następuje game over. Oprócz tego każdy z graczy dysponuje swym własnym oddzielnym licznikiem, dzięki któremu może regenerować utraconą w ferworze walki energię. Swój zasób punktowy zwiększamy zadając obrażenia, aktywując checkpointy czy zbierając różnorakie power-upy. Po wykonaniu celu misji, ukazuje się nam ekran podsumowujący poczynania poszczególnych zawodników i wystawiając na ich podstawie ocenę.
Developerzy z japońskiego koncernu oddali w nasze ręce całkiem spory arsenał. Od podstawowego karabinu, z którym zaczynamy zabawę poprzez strzelbę, karabin snajperski, cieżki karabin maszynowy aż do potężniejszE sródkI perswazji pokroju granatników i wyrzutni rakiet. Nie zabrakło również kilku rodzajów granatów oraz prawdziwej wisienki na torcie, jaką niewątpliwie są potężne bronie, które możemy zdemontować z mechów. Potężne maszyny kroczące, tutaj noszące nazwę Vital Suits celowo zostawiłem na koniec. Choć niezbyt zwinne i precyzyjne to wszystko rekompensują swoją siłą ognia i odpowiednio wykorzystane potrafią konkretnie uszczuplić energię adwersarza.
Kilka słów należy się oprawie graficznej. Nie ma mowy o jakiejkolwiek rewolucji, lecz w porównaniu do poprzednika grafika zrobiła duży krok naprzód. Nic nie można zarzucić odpowiednio ostrym i szczegółowym teksturom, modele postaci wykonane są pieczołowicie i poruszają się w naturalny sposób. Duże wrażenie robią wybuchy i wyładowania elektryczne. Niewykluczone, że na poprawę prezencji gry wpłynęło porzucenie śnieżnych klimatów, które nie dają zbyt dużego pola do popisu i mimo wszystko szybko stają się monotonne.
Podsumowując, po dokładnym ograniu dema w mojej głowie rysuje się obraz gry, która rzeczywiście może poprawić większość grzechów pierwszej części przy okazji rozwijając jej najlepsze patenty. Dodanie takich elementów jak kooperacja, czy całkowita zmiana środowiska w jakim toczyć będzie się akcja Lost Planet 2 może jej tylko pomóc. Pomimo, że po tak ograniczonym kawałku rozgrywki trudno jest oceniać całość produkcji Capcomu to uważam, że możemy być spokojni o jej jakość i początek przyszłego roku przyniesie nam naprawdę dobrą pozycję, która niestety może nie wytrzymać w starciu z niesłychanie mocną
konkurencją.
Piotr "czort" Bajda