Musieliśmy czekać dwa długie lata na kontynuację wydarzeń z Modern Warfare 2 i ostateczne rozprawienie się z Makarovem. Przez ten czas w sieci wrzało - szefowie studia Infinity Ward zostali zwolnieni i założyli swoje własne studio, a bestseller od Activision zyskał poważnego konkurenta w postaci Battlefield 3. Chociaż ludzie z EA na każdym kroku odgrażali się, że dostarczą "Call of Duty killera", to wydaje się, iż duży szum wokół tego pojedynku tylko pomógł Modern Warfare 3. Znowu pobite zostały rekordy w zamówieniach przedpremierowych i sprzedaży w pierwszym tygodniu. Znowu też można spokojnie przewidywać, że COD będzie najlepiej sprzedającą się grą w 2011 roku. Nawet z konkurencją ze strony Electronic Arts.
Czy odejście głównodowodzących Infinity Ward wpłynęło w jakiś sposób na tę serię? Mogę spokojnie odpowiedzieć, że nie. Nowi szefowie bardzo szybko odnaleźli się w swoich rolach i prawdę mówiąc gdybym nie znał całej afery z premiami od Activision i odejściem właściwych "ojców" serii, nawet bym nie zorientował się, że grę stworzyli nowi ludzie. Standardowo już Modern Warfare 3 został podzielony na dwie główne części - singlową (kampania) oraz Multiplayerową (klasyczna i kooperacja). Tylko naiwniacy mogli spodziewać się rewolucji, bo przecież nie zmienia się tego, co jest najlepiej sprzedającą się marką w historii gier video. Twórcy postawili więc na sprawdzone schematy i lekko widoczną ewolucję we wszystkich trybach. O rewolucji nie ma mowy.
Na początek zajmijmy się kampanią dla jednego gracza, która - podobnie jak w poprzednich częściach - starcza na ok. 5-6 godzin rozgrywki. Standard (niechlubny) do którego zdążyliśmy już się przyzwyczaić. Fabuła kontynuuje historię przedstawioną w Modern Warfare 2 i tym razem można chyba uznać, że główny wątek został wreszcie zakończony. Stany Zjednoczone ponownie walczą z najazdem sił z Rosji i tamtejszymi agentami, jednak tym razem misje obejmują także inne europejskie kraje. Twórcy wymyślili sobie, że przedstawią wizję III Wojny Światowej i zaserwowali nam między innymi wizyty w Paryżu, Londynie, Berlinie, czy Nowym Jorku. Niestety fabuła jest opowiadana w bardzo podobny sposób, co w "dwójce". Znowu akcja błyskawicznie przeskakuje między różnymi oddziałami i miejscami, co oczywiście po raz kolejny dezorientuje gracza i sprawia, że za pierwszym razem trudno jest całą opowiastkę zrozumieć. Nie jest ona z pewnością jakoś szczególnie rozbudowana, ale chyba deweloperzy chcieli sprawić wrażenie większego rozmachu poprzez rzucanie nas w różne zakątki globu i pozwalanie wskoczyć w skórę różnych bohaterów. Główny zarzut do COD:MW II znowu zatem powraca, najwidoczniej autorzy nie pokusili się o wyciągnięcie wniosków po krytyce swojego poprzedniego dzieła.
Pod względem rozgrywki Modern Warfare 3 nie zaskakuje. Ponownie twórcy wrzucili nas w korytarzowe poziomy, które pozostawiają niewiele swobody, natomiast co chwila odpalają się efektowne skrypty, dzięki którym wszystkie wydarzenia prezentują się niesamowicie efektownie. Wiadomo, że COD od zawsze jest liniowy, jednak o ile narzekaliśmy na niewielką swobodę obecną w tej serii, to po ostatnich wyczynach EA DICE w Battlefield 3 okazuje się, że wcale nie jest tak tragicznie. „Elektronicy” pokazali, że można wrzucić gracza w jeszcze ciaśniejsze „tunele” i w porównaniu z ich dziełem najnowszy Modern Warfare nie wydaje się już tak niesamowicie liniowy. Pewnie, zawsze można biec jedynie przed siebie, ale tutaj przynajmniej czasami da się to zrobić na dwa / trzy sposoby, tymczasem w Battlefield 3 swobody nie ma w ogóle.
Efekciarstwo to drugie imię Modern Warfare, zatem każdy fan poprzednich części serii powinien mniej więcej spodziewać się tego, co zaserwowali w „trójce” autorzy. Standardowe misje, w których należy biec przed siebie i strzelać do wszystkiego co się rusza są przeplatane z bardziej „cichymi” etapami i levalami „na szynach”, gdzie trzeba pruć do przeciwników np. z działka umieszczonego w śmigłowcu. Co chwila na ekranie pojawiają się wybuchy, zaskakuje nas wyskakujący znienacka przeciwnik, czy jakieś niespodziewane wydarzenie. Wiadomo, że cały ten zestaw skryptów z realizmem ma niewiele wspólnego, ale wrzuca gracza na taki rollercoaster, że nie ma nawet chwili na oddech. Ma to swoje dobre i złe strony. Dobre są takie, że rozgrywce towarzyszą wielkie emocje jeśli tylko odpowiednio wczujecie się w klimat. Złe natomiast są takie, że momentami sekwencje są tak spektakularnie nierzeczywiste, że to aż przesada. Trzeba jednak zaakceptować taki stan rzeczy i dobrze się bawić, bo COD nigdy przecież na realizm nie stawiał.